Drzewa, drzewa, drzewa... Jak to się zaczęło? Zupełnie nie pamiętam albo już taka urodziłam się. W każdym razie, uwielbienie do ich obrazu drzemie we mnie od dawna. Inspiruje mnie ich okrycie zimowe, wiosenne, letnie, jak i jesienne. Najbardziej jednak podobają mi się ich mroczne stylizacje - bez liści i najlepiej z lekko powysychanymi konarami, te samotne, rosnące z dala od lasu. Bardzo dołujący widok? Ależ nie, nie dla mnie :) Ja czerpię z nich siłę i niepowtarzalną radość! Może dlatego, że mimo wszystko one żyją, ich korzenie mocno wciśnięte są w glebę i żyją na nich rozmaite żyjątka?