Zeszłej nocy nie mogłam zasnąć. Pod skórą miałam hektolitry adrenaliny, która została wytworzona przez przemiłą wizytę najwspanialszych ludzi z mojego rodzinnego miasta - moich Rodziców. Wszystkie sztuczki uśpienia mnie, jakie zazwyczaj zdają egzamin, nie działały, więc... zaczęłam marzyć. W myślach mych zasypiałam chwilowo, po czym adrenalina wybudzała mnie ze snu, krzycząc: "celebruj jeszcze ten dzień!". I miała rację, wszak to, co minęło, już nie powróci. Będą inne pożegnania, inne powitania, inne uczesanie włosów, inny wagon, co gorsza... pewnie inna, niższa temperatura. Te same dni już nigdy nie powtórzą się, no... prócz radości a... a potem smutku, w pewnym sensie.
(Podróż pociągiem, 3.07.2014)