"Secret Youth" to najlepsza płyta 2015 roku! Już teraz to wiem! Muzyka, jaką stworzyli chłopcy z Callisto, tak mocno przypadła mi do gustu, że słucham jej nieprzerywalne codziennie od wielu tygodni!
Moja przygoda z albumem "Secret Youth" rozpoczęła się w styczniu. W okolicy moich urodzin, przeglądając rozpiskę premier krążków, natknęłam się właśnie na niego. Nazwa zespołu nie była mi obca. Wcześniej przesłuchałam kilkakrotnie poprzedniego albumu "Providence". Wydawał mi się wówczas średni, dlatego szybko zapomniałam o nim. Jednak na tyle zespół zapadł mi w pamięci, że pragnęłam zapoznać się z ich nowym muzycznym dokonaniem. Dzień, w którym pierwszy raz wysłuchałam czwartej płyty Callisto, stał się jednym z najpiękniejszych w tym roku! Na początku zwaliła mnie z nóg ósma kompozycja o tytule "Ghostwritten". Słuchałam jej na okrągło! Potem zwróciłam uwagę na piątą - "Lost Prayer" i również powtarzałam jej odtwarzanie wielokrotnie. Następnie uznałam, że dwie kolejne są pięknym rozwinięciem tej poprzedniej, a tym samym ciekawym wstępem do pięknego klimatu stworzonego na "Ghostwritten". Takim sposobem zaczęłam maniakalnie słuchać środka albumu. Jeszcze później upodobałam sobie trzeci utwór "Acts", więc znów powiększył się repertuar moich ulubionych piosenek na nowej płycie Callisto. Ostatnio zaś zrozumiałam sens pierwszej i drugiej kompozycji. A od kilku dni zaczynam lubić się ze zwieńczeniem płyty - "Dam's Lair Road".
Niezwykle rzadko przypada mi do gustu całokształt płyt, które słucham. Najczęściej na przód wybijają się pojedyncze piosenki, co powoduje ich częste słuchanie, ze szkodą dla tych pozostałych. Nie przekonywały mnie nigdy tak zwane koncept albumy. Te, które przesłuchałam, w moim odczuciu nie stanowiły jedna, jak to powinno być. Wyjątkiem może tu być nasz polski Blindead. Dobre i to. Natomiast za album koncepcyjny uważam "Secret Youth". Dlaczego? Może z tego powodu, że podoba mi się każdy utwór? A może dlatego, że tworzy przez całe ponad 50 minut podobny, tajemniczy klimat?
No dobra, ale do rzeczy!
Pierwszy utwór "Pale Pretender" to niewątpliwie dobry wstęp do płyty. Zawarta jest w nim bowiem jakaś tajemnica. Ciężar i podniosłość wybrzmiewa od pierwszych sekund, zaś refren opatulony jest przez hipnotyczne brzmienie. Takim sposobem leżę na hamaku przywiązanym do baśniowych drzew i bujam się. To wyważona i spokojna kompozycja. Może więc być odebrana jako zbyt monotonna, a wręcz, mając na uwadze wokal, nieco marudząca. Nie zrażałabym się jednak na miejscu nowego słuchacza - zostałabym z muzyką Callisto na dłużej, bo warto.
Słuchając drugiego numeru "Backbone", staram się nadal bujać na hamaku podczas melodyjnych zwrotek, jednak na widnokręgu zauważam burzę i huragan, które szybko nadciągają wraz z "przejściami" i refrenem. Kompozycja ta zawiera elementy growlu, chyba najwięcej go tutaj. To utwór dynamiczny, kołyszący, ale i burzliwy - przeciwieństwo "Pale Pretender" - tempo szybsze, niespokojne.
Następnie ujawnia nam się przeurocza kompozycja "Acts". Podczas niej, gdy burza i huragan nieco ucichły, choć nadal jest niebezpiecznie, wspominam sobie moje życie, tak, jakby to były moje ostatnie momenty życia. Pośpiesznie kartkuję szare i kolorowe stronice przeszłości. Znów radośnie podskakuję w parku z kitką nad czołem i jem z tatą lody z okazji dnia dziecka. Znów rutynowo chodzę do liceum dzień w dzień i zastanawiam się nad sensem świata. Znów... kłócę się z siostrą, a potem wspólnie spędzam z nią czas na zabawie w przebieranie lalek. Tak... To zdecydowanie piosenka do wspominek! Jest bogata w emocje, przepięknie wyśpiewana i tajemnicza. Zawiera lekkie zwolnienia, przy których można zatrzymać się nad jednym dniu z przeszłości, po czym gnać do kolejnych podczas refrenu. Uwielbiam "Acts" przede wszystkim za śpiew Jani Ala-Hukkala. Uwielbiam to mało powiedziane! Ja tę piosenkę gloryfikuję!
A że w życiu nie zawsze może być tak kolorowo i bajecznie, zostaję oblana wiadrem zimnej wody za sprawą chłodnego przerywnika o tytule "The Dead Layer".
Nieswoje uczucie gości u mnie krótko, bowiem zaraz uwalnia mnie od strachu przepiękne "Lost Prayer". To, w jaki sposób śpiewa tu wokalista Callisto, powoduje u mnie ogromne ciarki, w tym policzkowe, które uważam za największe osiągnięcie i rzadko komu udaje się je u mnie wywołać! Dodatkowo grę gitar cechuje pewna romantyczność i melancholia. Dzięki temu znów bujam się na hamaku i jest mi tak dobrze, że najchętniej nie robiłabym nic innego!
... Dobrze więc, że zaraz po "Lost Prayer" jest powolna, rozlazła (ale w dobrym znaczeniu tego słowa), melancholijna (znów!)... aż ciężka od natłoku tych cech, piosenka o nazwie "Breasts of Mothers". To taka cisza przed wiosennym deszczykiem, to takie pięć minut przed odjazdem pociągu ukochanej osoby, wreszcie - to takie rozerwanie między przeszłością a przyszłością, stagnacja, zrobienie kroku w przód, a potem w tył, pójście w lewo, a za chwilę na północ. Ponura piosenka dzięki której po prostu jestem - rozmyślam, leniuchuję, wątpię, łudzę się, zastygam w hipnozie... i tak sobie trwam. Może zasnęłam na tym hamaku?
Ze snu wybudza mnie rytmiczny bas kolejnej piosenki "Grey Light". I durnieję od kontrastu rytmiki, bo w refrenie wokalista powoli i niedbale wyciąga ze swoich ust wianuszek słów, wydłuża z rozkoszą samogłoski. Może ziewa i przeciąga się ze mną? Perkusja i bas jednak trzymają mnie w ryzach. Każą mi się do końca wybudzić, wstać z hamaku, przygotować się na coś nieziemskiego! Jeszcze na pół nieprzytomna przeczuwam całą sobą, że zaraz coś się stanie!
I raczkuje niepośpiesznie moje szczęście zapowiadane przez brzdąkającą uroczo gitarę w "Ghostwritten". Rozwija się, nabiera kolorów z minuty na minutę, by w prawie piątej minucie gry muzyków przeobrazić się w wielobarwnego motyla, który wybucha, a jego części spadają na świat, tym samym go kolorując i sprawiając, że wszyscy ludzie na świecie są szczęśliwi! Brawo dla panów z Callisto! Stworzyli oni tak niepowtarzalny klimat jak Tool przykładowo na kompozycji "Rosetta Stoned"! A to nie lada umiejętność!
Po euforii jakie odczuły wszystkie atomy mojego ciała, przychodzi czas na zadumę przy "Old Souls". Groźny i przenikliwy growl wlewa mi się do duszy. Otwieram szeroko oczy. Boję się.
Z pomocą przychodzi zwieńczająca album kompozycja "Dam's Lair Road". Kładę się na mięciutkiej trawie pod hamakiem i rozmyślam nad wszystkim tym, co wydarzyło się w przeciągu niecałej godziny. I dumam nad ostatnim zdaniem wyśpiewanym przez wokalistę Callisto: "Time has come to hide what lights your dark". I chcę więcej, chcę jeszcze raz posłuchać tej płyty... Niezmiennie od kilkunastu tygodni...!
Rok wydania albumu:
2015
Label:
Svart Records
Lista piosenek:
1. Pale Pretender
2. Backbone
3. Acts
4. The Dead Layer
5. Lost Prayer
6. Breasts of Mothers
7. Grey Light
8. Ghostwritten
9. Old Souls
10. Dam's Lair Road

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli masz jakieś przemyślenia związane z tym postem, to koniecznie podziel się ze mną! :)