poniedziałek, 16 listopada 2015

Życie w świadomości

"Wczoraj", "dziś", "jutro" - przyjaciele każdego człowieka. Pomiędzy nimi jest czasem cienka granica, drugim razem zaś mur grubości egipskiej piramidy. Raz czule przyjaźnią się, żeby potem zjeść się, by przetrwać (coś na zasadzie łańcucha troficznego). "Dziś" jest następstwem "wczoraj", ale i "jutra" - jeśli wierzysz w siłę nadzwyczajną. Za "jutrem" zazwyczaj się tęskni, ale gdy przychodzi te "jutro", to chcemy "jutro do potęgi drugiej". Które to już Twoje upragnione "jutro" dziś? 


 W październiku i na początku listopada stałam się bacznym obserwatorem mojego świata zaokiennego. Taki ładny widok za oknem to dla mnie dalej coś pięknego, mimo iż od ponad dwóch lat mogę się nim delektować. Mógł mi się zwyczajnie znudzić - ot, kilka drzew, kawał nieba, przedzierające się zza konarów starobielańskie domki. Jednak tak nie stało się, tym bardziej że przez całe życie gniłam jak szczur na parterze. 

Zatem od 19 października (zdjęcie z tego dnia powyżej) do 2 listopada stałam się małym dendrologiem, który jest wrażliwy na otaczający go świat. Co mnie do tego skłoniło? Chyba niezgoda na igranie sobie "jutra" ze mnie. Bardzo nie lubię, gdy na coś nie mam wpływu. Na przyrodę, wiadomo, nie ma się, tym bardziej chciałam uwiecznić ten przemijający widok... jakkolwiek. ... Bo i przemijania się bardzo boję.

Ale ale... nie wspomniałam, co przeminęło! Choć zdaję sobie sprawę, że domyślacie się. I tak opowiem, aby sprawdzić sobie przyjemność samej sobie - bo pisać uwielbiam. Otóż, z dnia na dzień obserwowałam brak chęci do życia listków na drzewie. Ktoś nazwałby to naturalną koleją rzeczy. Człowiek też kiedyś umrze, to i listki muszą spaść, by nastąpiła zima. Na wiosnę urosną nowe, rozweselając cały świat. Człowiek też narodzi się nowy, z podobnymi genami. Popłacze, powywraca się na drodze, nauczy się pisać, liczyć, jeść, mówić, tańczyć, kochać, odrzucać, krzyczeć, rozmnażać się, lenić się, chodzić, wymyślać, bać... (kolejność dowolna) i... W końcu umrze. Ktoś do niego przywiąże się, a on... umrze. A listki? Listki na własne życzenie przerwą więź z konarem drzewnym i polecą w dół na ziemię. Samobójstwo. Drzewo zostanie same, na kilka miesięcy samotne, bez listków, które samo urodziło. Zostaną zwierzątka - te małe typu robaczek, ale i większe - ptaki, które uwiły sobie gniazdo na nim. Nie będzie więc samo, niby. Listki zaś jeszcze tygodniami będą leżeć na ziemi, dopóki ktoś ich nie zabierze - czy to dziecko dla zabawy, czy firma, która uzna, że to zbyteczny śmieć. Był liść - jest odpad. Był człowiek - jest trup. Suchość, kość, dożywotnie wczasy na cmentarzu.

Brrr, aż cierpnie skóra! Ale równie dobrze taką historię mogłabym opowiedzieć na innej płaszczyźnie. Jest chłopak i dziewczyna - kiedyś kochali się, a teraz przetrącają się. Jest super praca - kiedyś upragniona, teraz znienawidzona. Jest parapet z różnymi ozdobami - kiedyś te wszystkie świecidełka były dla Ciebie takie słodkie, teraz - zakurzone - trzeba je wyrzucić kupić nowe. Przemijanie, nuda, nieszanowanie.

A gdzie te listki? Już pokazuję. Tu, poniżej mamy 22 październik - piękny, słoneczny dzień, tylko moje drzewko (po prawej) przez trzy dni zżółkło... Zaczęło się od jego szczytu.


Następnego dnia było jeszcze bardziej żółte:


Dwa dni później powitało mnie złociste, tak mocno żółtawe jak słońce, które rysują dzieci kredką o intensywnym kolorze:


26 października przywitała mnie śliczna chmurkowa pogoda z intensywnie złocistymi liśćmi.


I to był ostatni dzień życia listków, bowiem już 28 października postanowiły opuścić drzewko...


Dzień później obserwowałam lawinowe samobójstwa listków...


... Które skończyło się zaraz po tym, jak zrobiłam ostatnie zdjęcie 2 listopada...


Świadomość. Empatia. Zrozumienie... Piękne słowa. Piękne cechy...

Co robiliście wtedy, gdy natura tak szybko umierała. Patrzyliście w niebo, do góry, przed siebie, na boki? Co robicie, gdy osoby Wam bliskie szybko umierają, gdy zmieniają się? Czy umiecie dostrzec pierwsze symptomy ich zmiany? Wyczuć nadchodzącą chorobę, gorszy nastrój, które "jutro" mogą przerodzić się w coś WIELKIEGO? Gdzie "dziś" jesteście?... I czy w ogóle JESTEŚCIE?

PS: Przy pisaniu moja dusza była natchniona EP-ką Furii pt. " Melancholia".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli masz jakieś przemyślenia związane z tym postem, to koniecznie podziel się ze mną! :)