Podczas prób zmierzenia się z moją codziennością naukową, nieco już nią znużona, zaczęłam przepatrywać strony internetowe schronisk dla zwierząt. Dlaczego? Chciałam, żeby w tych codziennych trudach życia towarzyszył mi jakiś zwierzak, któremu najpierw ja pomogę, a później razem będziemy sobie pomagać ubogacając nasz świat.
I tak oto natrafiłam na schronisko dla zwierząt w Józefowie - miejscowości położonej nieopodal Legionowa koło Warszawy. Na ich stronie (http://schroniskojozefow.pl/) znajdziemy szereg opisów zwierząt wraz ze zdjęciami. Możemy poczytać tam o nich, dowiedzieć się, jaki mają charakter, ile mają lat, jaka jest ich historia, a także czy na obecną chwilę nadają się do adopcji. Czytając opisy, a przede wszystkim oglądając mordki psów, polubiłam Czajana.
Wydawał mi się zbyt smutny, przygaszony, ale z pokładami radości, której jeszcze nie ma jak okazać. Jednocześnie potulny, spokojny, nieszczekający i gryzący - czyli taki, którego bać się nie będę (bo generalnie psów hałaśliwych boję się).
Taki, jaki wydał mi się, taki właśnie jest. Przekonałam się o tym, wchodząc do sektora D w schronisku. Szłam koło boksów zapełnionych głośnymi psami (szczekanie to zapewne od tęsknoty), wprost do Czajana i... Azalii (jego boksowej towarzyszki), którzy za kratami okazali się fajnymi psami gotowymi do adocji (no może Azalia niespecjalnie dała się głaskać, ale choć podchodziła do mnie). Czajan wręcz wtulił się w moje ręce, więc nie przewidziałabym, że ani razu nie wyszedł na spacer z wolontariuszem. Siedzi tak w nieprzyjemnym boksie od 5 lat, praktycznie od narodzin.
Postanowiłam, że będę Czajana odwiedzać. A może w przyszłości adoptować, po uprzedniej resocjalizacji.
Drugi dzień okazał się być trudny z powodu bezsilności, którą poczułam. Wchodząc bowiem do boksu, Azalia i Czajan schowali się w swojej budzie. Praktycznie nie wyszli z niej ani razu. Pomagała jedynie sztuczka z podnoszeniem dachu buty (wtedy wyskakiwali i delikatnie dali się głaskać) oraz wychodzenie z boksu (wówczas podlatywali do krat i ochoczo można było głaskać, a nawet karmić!).
I co teraz z nimi począć? Na pewno będę zasięgać wiedzy na temat resocjalizacji psów, sposobów na przełamanie bariery między mną a nimi. Chciałabym zaadoptować Czajana, żeby mu pomóc. A pomóc chciałabym wszystkim tym na świecie, który czują się samotni, smutni, przygaszeni, niepotrzebni. Chęć pomagania bezdomnym ludziom żarzy się w moim sercu od dawna, jednak jak dotąd nie znalazłam w sobie wystarczającej siły, by temu podołać. Może więc póki co powinnam zająć się opieką nad zwierzętami?
I wiecie co? Na każdym kroku w internecie spotyka się udostępniane informacje o pomocy: czy to chorym ludziom, czy opuszczonym zwierzętom, kalekom, ubogim. My na to zazwyczaj nie reagujemy. Sama tak miałam, gdy widziałam ogłoszenia o biednych pieskach w schronisku na facebooku. Dlaczego tak się działo? Może było tych ogłoszeń za dużo, może to nie to miejsce przekazu, a może wystarczy przyjechać do schroniska i zobaczyć, jak żyją takie zwierzęta? A może nie każdy ma tyle wrażliwości i empatii? Cóż, każdy stworzony jest do czegoś innego. Ja tymczasem znalazłam chyba swoje powołanie do życia... :)

Problemem są niestety pieniądze i liczba takich piesków. Przy czym podstawą tego wszystkiego jest głupota ludzi - to oni nie dają o ilość piesków lub pozbywają się tych niechcianych :/ Zdrowia dla piesków :)
OdpowiedzUsuń