wtorek, 6 grudnia 2016

"Na niebie stawiać każdy krok"...

Poleciałam. Prawdziwie. Do nieba! W sobotę, 3 grudnia. I nie byłoby nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że zrobiłam to po raz pierwszy i czułam się najpiękniej pod słońcem! W końcu Emily była na serio na chmurce! A nawet... nad nią :)

(3.12.2016, W samolocie)


To była zaplanowana z około miesięcznym wyprzedzeniem, dość spontaniczna wycieczka. Choć lot samolotem krążył nam w głowach od dawna. Potrzebowaliśmy chyba impulsu, żeby sfinalizować nasze marzenia. Pierwsza odważyła się moja siostra, lecąc do Anglii. Przetarła szlaki. Przeżyła, powiedziała, że spoko jest. Natrafiła się więc okazja, cena atrakcyjna, miejsce - Gdańsk... jeszcze bardziej.

Wykupiliśmy lot.


Niecierpliwie oczekiwaliśmy pierwszej soboty grudnia. Skreślałam minione dni w kalendarzu, rysowałam serduszka przy cyfrze "3", łaziłam ulicami Trójmiasta "ludzikiem" na googlach.

Ten dzień.

Gdy budzik wybił godzinę 4, cieszyłam się, że w końcu nadszedł czas wstania. I tak nie spałam, śniąc na jawie o przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa, której szalenie się bałam. Z podekscytowania mało zjadłam. Na szczęście później, w samolocie uratowała mnie biała karmelowa czekolada, którą Przemek znalazł w kalendarzu adwentowym (własnoręcznie stworzonym przez Mikołaja) obok karteczki "To już dziś, Gdańsk i samolot!".


Szybki krok do tramwaju linii "33" zamarzniętym chodnikiem pokrytym śniegiem. Przelotne powitanie Warszawy skąpanej jeszcze w zmroku. Pośpieszne szukanie SKM-ki do Lotniska Chopina na wykazie odjazdów Warszawy Centralnej. Bezproblemowe dotarcie na lotnisko i nerwowe szukanie bramek do kontroli bezpieczeństwa. Bez większego wysiłku (poza ściąganiem butów :P) przejście przez nią i w końcu... WOLNOŚĆ! Po raz pierwszy poczułam się wyjątkowo tego dnia na hali poczekalni obfitującej w sklepy z jedzeniem i piciem (drogim - najtańsza woda 5 zł!) oraz kosmetykami. Być może to dlatego, że strefa ta zamknięta jest dla ludzi nielecących, a z niej zaledwie krok na ogromny plac wypchany różnymi rodzajami samolotów, które z bliska robią ogromne wrażenie!

Poczekalnia i widok przez szybę
Niecałą godzinę czekaliśmy na końcową kontrolę biletów wraz z dowodami osobistymi. A po niej zostaliśmy skierowani do autobusu, który bardzo długo i z licznymi przerwami wiózł nas pod samolot Ryanaira. Ścisk i opóźnienie porównywalne do jazdy autobusem w godzinach szczytu.


Po wyjściu ogarnęły mnie kolejne fale szczęścia. W końcu stałam na ogromnej płycie wypełnionej samolotami, wcześniej widzianej nie raz podczas wycieczek na lotnisko! :) Pod wpływem emocji, zrobiłam dwa zdjęcia pamiątkowe tuż przed wchodzeniem do samolotu.


Po wejściu po podstawionych schodach sprawdzono nam ponowne bilet i... moim oczom ukazał pokład samolotu o owalnym kształcie i przytulnym wnętrzu. Poczułam się, jakbym tą kapsułą leciała w kosmos, jakbym od tej chwili oderwała się od ziemi i nigdy na nią nie wracała. I pomyślałam sobie - "Mogłoby tak być!". Sądzę, że to małe okna, które wpuszczają niewielką ilość światła do środka, powodują takie odczucia obcowania w czymś zupełnie odrealnionym. 


Zajęliśmy miejsca w ostatnim rzędzie, po prawej stronie, niestety, od korytarza. Widok na okno mieliśmy kiepski, co bardzo denerwowało mnie. Kombinowałam, jak przenieść się w miejsce obok - wolne przed nami. Do czasu startu i 15 minut po nim, nic nie mogłam zrobić, więc "tylko" wkurzałam się. Na pokładzie dużo mówili najpierw po angielsku, później - polsku. Przedstawiano instrukcję bezpieczeństwa, informowali o sprzedaży loterii charytatywnych i kosmetyków luksusowych. Głosy te mieszały mi się z piosenką Einherjer "Hammar Haus", która upodobała mi się w tym miesiącu. Trochę nie dowierzałam, że zaraz wylecimy. 

 
Einherjer - Hammar Haus 

I zaczęło się!

Spokojnie ruszyliśmy na pas startowy, co też trochę trwało. Po czym przyspieszyliśmy - maszyna zaczęła trząść się na boki, prędkość zaczęła być ekscytująco zauważalna w ciele. Samo uniesienie się nad ziemią, sprawiło mi strasznie dużo frajdy. Poczułam się wolna, znów. I nawet nie jak ptak - to trochę nadużywana już metafora. Poczułam się kosmicznie, niezwykle i lekko, tak jakbym mogła wszystko osiągnąć, co pragnę. Fantastyczne uczucie :)

Widok z okna zaraz po wystartowaniu  i pan sąsiad
 Po odczekaniu około 15 minut, kiedy można odpiąć pasy, ruszyliśmy do wolnego miejsca przed nami przy oknie! Warszawy niestety już tam nie było, przywitałam się za to ze skrzydłem, które delikatnie falowało.


Pogodę mieliśmy bajeczną. Świat okryty był śniegiem, a na górze - u nas, królowało błękitne niebo, z kolei za nami świeciło słońce, nadając interesujących barw chmurom. Zrobiłam szybko kilka zdjęć, a później - delektowałam się chwilą. Miasteczka oraz wsie, nawet te najmniejsze wyglądają urokliwie z takiej wysokości. Czułam się, jakbym obserwowała na żywo zdjęcia satelitarne. Bacznie śledziłam każdą wypukłość na ziemi. Gadałam pod nosem chyba ze sto razy, jaki ten świat jest piękny. Choć w chmurach nie mniej podobało mi się ;)



Kiedy myślałam już, że lepiej być nie może, moim oczom okazały się przedmieścia Gdańska. W tym czasie zaczęliśmy zniżać lot, więc widać było dużo szczegółów. Widok ukochanych Stogów z innej perspektywy, port, bieg Wisły i Martwej Wisły zrobiły na mnie piorunujące wrażenie!

Przedmieścia Gdańska
 
Gdańsk!
Gdańsk!
Tuż przed przygotowaniem się do lądowania, samolot zaczął skręcać. Skrzydła znacznie bardziej ruszały się, zaczęliśmy drgać pod wpływem wstrząsów, przechyliliśmy się na bok o 20-30 stopni. To była petarda! Samo lądowanie, w przeciwieństwie do wylotu, lekko wbiło mnie w fotel. A po całkowitym zatrzymaniu się z uśmiechem na ustach oznajmiłam: CHCĘ JESZCZE RAZ! 

Na lądzie czekał na nas piękny Gdańsk - Brzeźno, w którym jeszcze nie byliśmy, cudne Jelitkowo, morze, widok na piękną Gdynię i jej klify, Park Oliwski, po drodze przygody oraz Galeria Bałtycka.

Lotnisko w Gdańsku
Trójmiasto ma coś w sobie. 
W tym roku cztery razy wracałam do niego.
Pięknie jest żyć w krainie na skraju ziemi w towarzystwie morza...
Ale to już opowieści, na inny czas :)

Brzeźno
 A powrót? W ciemności jest gorzej, bo mało widać. Ale kilka razy udało mi się zauważyć iskrzące wioski i miasteczka.



PS: Zakończenia nie będzie, bo to dopiero początek...:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli masz jakieś przemyślenia związane z tym postem, to koniecznie podziel się ze mną! :)